Czy da się opisać to uczucie kiedy trzyma się własne dziecko w rękach? Nie da się. Żadna kariera, żaden sukces, żadne wymarzone wakacje czy ilość pieniędzy nie mogą równać się z tym uczuciem. Ta Mała Istotka jest warta każdej wbitej igły, każdej bolesnej procedury, każdej bezsennej nocy czy wylanej łzy
Ale od początku… my, klasyczny przypadek. Najpierw studia, praca, mieszkanie a potem może dziecko. W zasadzie od samego początku stwierdziliśmy „co ma być to będzie”, choć ja sama wolałam tą decyzje odłożyć na później albo w ogóle jej nie podejmować. Dopiero informacja, że tylko invitro wchodzi w grę (nawet nie inseminacja, bo szkoda czasu) spowodowała, że mnie sparaliżowało. A minęło 8 czy nawet 9 lat od kiedy mogliśmy być rodzicami. Zmarnowany ogrom czasu, ale może to właśnie była nasza droga. Na invitro zdecydowaliśmy się pod koniec 2019 roku, procedurę rozpoczęliśmy w najgorszym dla mnie zawodowo czasie, a i tak musieliśmy jeszcze poczekać bo na światło dzienne wyszła „ta cholera, endometrioza”. Potem, żeby tak kolorowo nie było przyszła pandemia i cała otoczka z pandemią związana. I tak oto po łańcuszku porażek, złych decyzji i momentów jest ONA, mała Pola 

Dziękujemy ogromnie całej ekipie z Kliniki Parens w Krakowie, szczególnie Pani Doktor Esterze. Robicie świetną robotę i ekstra dzieci (jako dowód załączam zdjęcie).
I do zobaczenia w przyszłym roku. Bo wracamy po rodzeństwo
