Adres

ul. Jana Matejki 4,
43-603 Jaworzno

Telefon

32 704 34 15

Priorytety w leczeniu niepłodności – rozmowa z dr n. med. Jarosławem Janeczko, specjalistą endokrynologii ginekologicznej i rozrodczości

W świecie rozrywek, technologii, elektroniki, mody i pracoholizmu – w nowoczesnym świecie – decyzja o posiadaniu dziecka odkładana jest „na później”. Kiedy już odnajdujemy miłość swojego życia, „wyszalejemy się” i dojdziemy po szczeblach kariery aż na szczyt, nadchodzi czas na dziecko. Jesteśmy już zwykle po trzydziestce.

Bywa też inaczej – mimo młodego wieku jest coś, co przeszkadza nam zajść w ciążę. Endometrioza, problemy z tarczycą, gospodarką hormonalną, pogarszająca się jakość nasienia… Pojawia się bunt – po długich miesiącach starań, wciąż brak efektów.

W zderzeniu z problemem, którego nie spodziewaliśmy się napotkać – niepłodnością – szukamy swojego miejsca. Jest strach i niepewność. Jak sobie poradzić? Gdzie szukać pomocy? I w końcu – co jest najważniejsze, aby ten problem przezwyciężyć?

Red: Od czego para, która podejrzewa u siebie niepłodność, powinna zacząć?

Jarosław Janeczko: Każdy intuicyjnie zaczyna od Internetu, bo to coś znajomego, pozornie bezpiecznego. Potem przychodzi czas na wizytę u ginekologa, który nie zawsze ma doświadczenie w leczeniu niepłodności. Pamiętajmy, że jeśli para ma problem z poczęciem dziecka, powinna udać się bezpośrednio do kliniki leczenia niepłodności, ponieważ u ginekologa najprawdopodobniej straci cenny czas. To powinien być pierwszy krok. Profesjonalna i jak najskuteczniejsza próba rozwiązania problemu.

Red: Wszyscy podkreślają rolę czasu w staraniach o dziecko. Czy to jest najważniejsze? Trzeba działać szybko?

JJ: Zdecydowanie tak.

Red: Skoro szkoda czasu, może najlepiej od razu zastosować zapłodnienie in vitro?

JJ: Nie u wszystkich ma to sens. Leczenie zawsze musi być indywidualnie dopasowane: jeśli występuje endometrioza IV stopnia, trzeba zdecydowanie przyspieszyć ścieżkę leczenia, a jeśli parametry nasienia są tylko lekko obniżone, można spróbować suplementacji czy zmiany trybu życia. Wiem, że pacjenci, którzy na pierwszej wizycie słyszą „in vitro” nie są na to gotowi ani psychicznie, ani pod kątem posiadanej wiedzy. Proponowanie im zabiegu jest brutalne, jednak niestety, kierując się doświadczeniem i wiedzą, zdarza mi się czasami to robić. Są takie przypadki, kiedy inne metody nie będą skuteczne i spowodują jedynie zmarnowanie cennych miesięcy, a nawet lat. Staram się wówczas wytłumaczyć dokładnie pacjentom, dlaczego takie postępowanie będzie dla nich najodpowiedniejsze. Stawiam na stworzenie otwartej przestrzeni: pacjenci mogą zadawać pytania, czasem proponują inne metody leczenia, o których słyszeli, a ja wskazuję na stosowność ich wdrożenia u danej pary. Rozmawiamy. Nie oceniam, ale nakierowuję na odpowiedni punkt widzenia.

Red: Czyli można uznać, że kolejnym priorytetem w leczeniu niepłodności jest indywidualizacja leczenia?

JJ: Inaczej postępuje się u pacjentki z mięśniakami macicy, inaczej z PCOS, niskim poziomem AMH czy kiedy niepłodność leży po stronie męskiej. Z indywidualizacją leczenia wiąże się też bezpośrednio sama diagnostyka. Żeby wiedzieć, w jakim kierunku iść, trzeba mieć się na czym oprzeć. Duża część badań podstawowych jest wspólna dla większości pacjentów, ale gdy bardziej zagłębiamy się w problem, może okazać się konieczne wykonanie dodatkowej analizy. Nie zalecam wykonywania badań na własną rękę – często pacjentki przychodzą już z całą teczką wyników, z których część to po prostu zbędny wydatek.

Red: Czy rozmowa z pacjentami i przekonanie ich do odpowiedniego leczenia jest trudne?

JJ: Coraz trudniejsze. W dobie wszechobecnych informacji w Internecie, pacjenci często przychodzą na pierwszą wizytę ze swoim planem leczenia. Czasami nie jestem w stanie zmienić ich przekonań, których nabyli dzięki blogom czy forom internetowym. Zdanie lekarza, nawet takiego, który ma wiele lat doświadczenia, schodzi na dalszy plan. Często muszę mierzyć się także z mitem in vitro – znaczna część osób ma błędne wyobrażenie o tym zabiegu. Zazwyczaj, gdy słyszą o in vitro, od razu kręcą głową, zamiast zapytać „a na czym to polega?”. Zawsze jednak informuję pacjentów szczerze o ich sytuacji – nie obiecuję, że leczenie na sto procent przyniesie im spełnienie marzeń. Wskazuję najlepsze opcje postępowania, starając się jednocześnie sprostać oczekiwaniom pacjentów.

Red: Z Pańskiego punktu widzenia – czego pacjenci oczekują od lekarza?

JJ: Kompetencji, zdecydowanego działania i radzenia sobie z problemami. Nakreślamy wspólnie plan leczenia i podążamy tym wyznaczonym szlakiem, chociaż biologia organizmu czasem robi nam niespodzianki. Polip lub torbiel krwotoczna, która może opóźnić starania, brak reakcji na stymulację, nagły spadek jakości nasienia – jest wiele czynników, z którymi w trakcie leczenia musimy sobie poradzić. Zawsze jednak powinniśmy pamiętać o celu, do którego dążymy, po kolei eliminując przeszkody. Lekarz musi dawać oparcie pacjentom, wierzyć w sukces, bo jeśli on zwątpi – pacjent zawsze to zauważy.

W leczeniu niepłodności – podobnie, jak w sporcie – musimy skupić się na celu i do niego dążyć. Lekarz jest kimś w rodzaju trenera. Bierze udział w walce razem ze swoimi pacjentami. Nie stoi z boku. Jest w samym centrum działania. Dopinguje.

Red: A trochę przewrotnie – czego lekarz oczekuje od pacjentów?

JJ: Stosowania do zaleceń. Dawniej wydawałoby się to dziwne, ale dziś pacjentki bez konsultacji potrafią nawet zmienić sobie dawkowanie leków. Działanie na własną rękę jest bardzo niebezpieczne. Nie jestem w stanie zapanować nad czymś, na co kompletnie nie mam wpływu. Jeśli wystawiam pacjentce skierowanie na laparoskopię, to mam nadzieję, że nie zacznie leczyć się ziołami. Jeśli wypisuję receptę i protokół przyjmowania leków, również liczę na to, że pacjentka prawidłowo przyjmie leki. Inaczej może się to skończyć hiperstymulacją, przerwaniem stymulacji, brakiem efektów leczenia albo w najlepszym przypadku stratą kolejnego cyklu. A przecież wszystkim nam zależy na tym samym. Lekarz działa w interesie pacjenta, nie chce mu zaszkodzić.

Red: Wiemy już, że ważny jest czas, diagnostyka i indywidualne podejście. A co z kwestiami psychologicznymi. Co cały proces leczenia zmienia w życiu pacjentów?

JJ: Na początku jest niepewność, strach przed słowem „niepłodność”, gorączkowe szukanie pomocy. Potem, kiedy już pacjenci wiedzą, przez co trzeba będzie przejść, żeby mieć dziecko, zaczyna się depresja, rozgoryczenie, żal. Pary wokół zachodzą w ciążę nawet, jeśli tego nie planowały. Pojawiają się siostry, kuzynki i przyjaciółki w ciąży, którym przyszło to łatwo. A oni tracą czas w poczekalni. Trzeba oddawać nasienie do kubeczka i przyjmować setki zastrzyków – a wszystko to bez gwarancji sukcesu. Nadzieja, odliczanie dni do testu i kolejny smutek, kiedy się nie udaje. Psychicznie jest to bardzo obciążające. Często staje się konieczna pomoc psychologa. To, co również pomaga, to wsparcie ze strony partnera/partnerki. Niepłodność to problem dwojga ludzi, którzy muszą sobie z nim poradzić razem. Na pewno łączy wspólny cel i patrząc razem w tym samym kierunku, można przetrwać nawet wiele lat leczenia. Życie pacjentów zmienia się na zawsze. Dziecko, które się pojawia, jest wyczekane, upragnione i kochane najbardziej na świecie. Wiem, że moi pacjenci dają swoim dzieciom najwspanialszy dom, jaki mogłyby mieć.

Sportowcy zdobywają puchary i stają na podium. Moja „nagroda” jest początkowo tak mała, że widać ją tylko pod mikroskopem. Z czasem rośnie, rozwija się, widać ją na USG, a potem przychodzi na świat. Za każdym razem radość jest taka sama – sukces odmierza się ilością uśmiechów dziecka i jego rodziców.

Red: Jak praca lekarza, z perspektywy czasu, zmieniła Pańskie życie?

JJ: Kiedy zaczynałem pracę, miałem wiele planów na to, jak potoczy się moja kariera. Część zrealizowałem, część jeszcze pozostaje w sferze marzeń. Dziś ciągle rodzą się nowe pomysły. I patrząc na moich pacjentów wiem, że warto marzyć i warto dążyć do tego, czego się pragnie. Mogę powiedzieć, że praca nauczyła mnie determinacji. Czasami potrzeba wielu wyrzeczeń i poświęceń, ale satysfakcja z sukcesu jest bezcenna.

Rozmawiała: Aneta Macur